Zapraszam i zachęcam do komentowania
***
Następnego dnia udałem się do szkoły o tej godzinie, o
której powinienem to zrobić również wczoraj. Przy swojej szafce zastałem
Andy’ego. Miał smutną minę i nawet nie chciał spojrzeć mi w oczy. Westchnąłem i
zdjąłem słuchawki z uszu.
-Mógłbyś się odsunąć? Blokujesz mi szafkę – powiedziałem
lekceważąco na co chłopak przesunął się krok w lewo.
-Jezu, stary. Przepraszam! Nie powinienem się tak
zachowywać. To wszystko najwyraźniej mi kurwa nie służy.
-To nikomu nie służy. –wywróciłem oczyma.
-Jesteś zły?
-Nie, Andy. Jestem kurewsko szczęśliwy, że potraktowałeś
mnie jak śmiecia i od razu wymieniłeś na kogoś, kto przyda ci się do roboty!
-Mikey? On nawet nie chciał o tym mówić! Od razu po twoim
wyjściu zmienił temat. Właśnie. Gerard spierdolił kilka minut później. Co za
czub. Nie dziwię się, że nikt się z nim nie zadaje. Pewnie do tego pedał.
Zacisnąłem zęby.
-Mógłbyś z łaski swojej odpierdolić się od Gerarda? Jeśli
tak ma wyglądać nasze pojednanie, to ja chyba wytrzymam jeszcze tydzień w
samotności.
-Wyluzuj Iero. Nie wiedziałem, że się z typkiem
zakumplowałeś. Sorry za pedała i w ogóle.
-Ech, no dobra. Zgoda. – Zamknąłem szafkę i wyciągnąłem ku
niemu dłoń. Od razu się rozchmurzył. To właśnie mój przyjaciel Andy. Nie
spragniony pieniędzy dupek ale zabawny, nadpobudliwy świr. Takiego go lubię.
Przed pierwszą lekcją porozmawialiśmy jeszcze trochę. Czyli
wszystko wróciło do normy. On coś odjebie, ja mu wybaczam. Gdyby nie to,
szlajałbym się wszędzie sam .
Dzień zleciał niebywale szybko i nim się zorientowałem,
zadzwonił ostatni dzwonek. Usiadłem jeszcze na ławce przed szkołą żeby zjeść
kanapkę o której zupełnie zapomniałem. Wtem przysiadł się do mnie nie kto inny
jak Mikey.
-Siema stary! –rzucił na powitanie a ja z pełnymi ustami
uśmiechnąłem się do niego.
-Idę po paru znajomych a potem lecimy na miasto. Przyłączysz
się?
-Wiesz, chyba nie mam czasu… - odpowiedziałem bez namysłu.
Nie chciałem dzisiaj pić a jestem pewien, że to zamierzali robić.
-Znajomi chodzą do tej samej szkoły co Gee a to kawał stąd.
Myślałem, że będę mieć towarzystwo na drogę ale jak nie to nie. – prychnął po
czym wstał i gdy miał już sobie iść krzyknąłem za nim.
-Okej, pójdę z tobą. Znaj łaskę pana! – uśmiechnąłem się do
niego a ten zadowolony trzasnął mnie ręką w plecy kilka razy, jak to zapewne
według niego powinni robić kumple.
-Zatem w drogę – powiedział po czym ruszyliśmy.
***
To był impuls, szybka zmiana decyzji. Co ją spowodowało? Zdjąłem
z uszu słuchawki i rozejrzałem się po korytarzu. Szkoła to jak każda inna.
-Lecę do gimnastycznej, poczekaj tu na mnie – powiedział
Mikey i zniknął mi z oczu. Była przerwa.
Z klas zaczęły wychodzić tłumy nastolatków przekrzykujących się nawzajem i
obrzucających sprośnymi żartami. Podbiegłem natychmiast do ławeczki znajdującej
się przy szafkach. Usiadłem i postanowiłem, że tutaj przeczekam ten przemarsz
bydła. Nagle tuż obok mnie, bardzo powoli i ledwo zauważalnie przeszedł Gerard.
Bez namysłu złapałem go za rękaw i przyciągnąłem tak gwałtownie, że prawie na
mnie upadł.
-Oh Frank. – odparł zaskoczony. –Co ty tu robisz? – zapytał.
-Przyszedłem z twoim bratem po jakiś tam jego kumpli.
Kończysz lekcje?
-Za godzinę… - odparł czarnowłosy i spuścił wzrok. Znowu się
zamknął. Siedzieliśmy w milczeniu a tabuny młodych ludzi nadal przewijały się
kilka centymetrów od naszych stóp. Nie. Nie chcę żeby tak było. Zaraz zadzwoni
kolejny dzwonek i on zniknie a ja nawet nie zamienię z nim kilku wartościowych
zdań. Wiem, że go na to stać ale za chuja nie rozumiem, czego się teraz boi.
-Wracając do wczorajszego dnia. Naprawdę spodobał mi się
twój szkic. Masz go przy sobie?
Gerard rozpromienił się nagle. Sztuka. To temat przełamujący
lody!
-Pewnie, czekaj tylko znajdę szkicownik – powiedział
uśmiechnięty i zaczął grzebać w torbie. – Oto i on. – podał mi plik papieru i
czekał na reakcję z mojej strony. Przyjrzałem się ponownie własnemu portretowi
po czym przełożyłem kartkę by obejrzeć inne prace. Szkice ludzi, architektury,
komiksowych bohaterów.. rozpoznałem Wolverina i Flasha. Były tam chyba też
autorskie pomysły, bo znam się na komiksach a kilku nie kojarzyłem.
-I jak? – zapytał czarnowłosy. Spojrzałem na niego i aż
uśmiechnąłem się widząc przejęcie na jego twarzy.
-Są świetne! Masz niebywały talent, powiedziałem ci to już
wczoraj ale… wow. Jestem pod wielkim wrażeniem.
-Zatrzymaj go.
-Hmm?
-Twój portret. Będę mieć czas, żeby zrobić ich więcej… -
chłopak odgarnął z oczu włosy i uśmiechnął się uroczo.
-To miłe z twojej strony. –odpowiedziałem uśmiechem i tak po
prostu, bez żadnych złych zamiarów przytuliłem się do niego. Był to tak zwany
szybki misiek, coś co zazwyczaj robią bliscy przyjaciele na pożegnanie. Tyle,
że ja nie chciałem się żegnać. Dla mnie był to dopiero początek spotkania.
Puściłem go i z oczami utkwionymi w jego, spokojnie się
oddaliłem.
-A to za co? –zapytał lekko zmieszany ale nie zniechęcony.
-Za wszystko. Cieszę się, że cię poznałem.
Siedzieliśmy w milczeniu aż kolejny dzwonek nie rozgonił
uczniów po klasach. Zostaliśmy sami w długim, szerokim korytarzu. Szmery
umilkły i w całej szkole zaczęły się lekcje.
-Nie idziesz? – zapytałem widząc jak czarnowłosy waha się
między wstaniem a pozostaniem na miejscu.
-Wolałbym nie. – uśmiechnął się zadziornie i zobaczyłem to.
Nie był już tylko nieśmiałą wrażliwą istotką która zauroczyła mnie samym swoim
sposobem bycia. Jego spojrzenie wcześniej niewinne, teraz jakby czegoś
wymagało. Wymagało czegoś nieprzyzwoitego. Nagle przeszedł mnie dreszcz.
Wstałem i oparłem się ręką o szafki naprzeciwko. Kurwa, nie mogę myśleć w ten
sposób. Poczułem, że się pocę.
-Coś się stało? – zapytał poważnie Way. Wiedziałem, że wstał
i idzie w moim kierunku. Czy naprawdę, samo jego spojrzenie doprowadziło mnie
do takiego stanu? To niedorzeczne.
-Nie mogę… - powiedziałem cicho ale nie kierowałem tych słów
do niego. Kierowałem je do siebie. –Nie zrobię tego, co ja sobie myślałem… -
kolejne szeptem wypowiedziane słowa skierowane były do mojego ojca, który teraz
zapewne siedział za biurkiem w pracy.
Gerard opuścił rękę na moje ramie. Poczułem jej ciężar. Gdy
zaczął lekko mnie gładzić zacisnąłem z nerwów zęby. Spojrzałem na niego i ze
złością uderzyłem pięścią w szafkę. Way odsunął się ode mnie a ja schowałem twarz
w dłoniach i załkałem. Cholera. Łzy pojawiły się w moich oczach i dygotałem
jakbym znalazł się po środku Grenlandii w samych majtkach.
-Frankie… - powiedział z troską na co ja zawyłem ciut
głośniej. Próbowałem to uciszyć ale kurewsko mi to nie wychodziło. Co się ze
mną dzieje?! Czy zaprzeczając własnym uczuciom zawiodę ojca? Ośmieszę się,
jeśli to wszystko okaże się tylko jakimś moim głupim wymysłem?
Gerard nadal stał i patrzył na mnie, jak na szaleńca. Nie
wiedział jak zareagować. Pewnie nigdy nie spotkał się z kolesiem, który poprzez
płacz wytwarza wewnętrzną walkę. Rozsądek i moralne zasady przegrywają a głupie
zaślepiające uczucie wychodzi na prowadzenie.
-Wszystko okay?
-NIC NIE JEST OKAY! – krzyknąłem tak, że byłem pewien iż
jakiś nauczyciel wybiegnie z pretensją z klasy. Nic takiego się jednak nie
wydarzyło.
-Frank… czy jesteś chory? Masz astmę czy coś w tym rodzaju?
– zapytał nagle z wielkim przejęciem w głosie. Nie, Gerard. Po prostu mi się
podobasz i to doprowadza mnie do jakiejś fiksacji – pomyślałem.
Odetchnąłem kilka razy i spojrzałem przez łzy na chłopaka
który tak zamieszał mi w głowie. Znam go dwa dni. Dwa pieprzone dni wystarczyły
na to, bym zaczął odwalać takie rzeczy.
-Gee, nie jestem chory – powiedziałem drżącym głosem. –A
jeśli tak, to tylko i wyłącznie przez ciebie…