Początkowo męczyłam się z tym rozdziałem, nie wiedząc jak poskładac to wszystko w miarę logiczną całośc ale sądzę, że wyszło w miarę znośnie.
Zostawiajcie swoje opinie w komentarzach :)
indżoj
Reckless Ghost x
***
Cholera jasna. Puściłem czarnowłosego i cofnąłem się o krok
napotykając łóżko. Od kiedy ono stało tak blisko?! Uderzyłem się piętą o jego
nogę i syknąłem wracając z powrotem w miejsce z którego przyszedłem.
-Frankie, gdzie ty polazłeś? – Gerard po omacku zaczął szukać mojego drobnego ciała które teraz kuliło się na materacu. Wzrok szybko przyzwyczaił mi się do ciemności więc po chwili ujrzałem czarną zamazaną sylwetkę idącą nie w tym kierunku co trzeba.-Tutaj za tobą! – krzyknąłem do niego i zaśmiałem się nerwowo.Jego ręce niezdarnie próbowały wymacać coś, czego mogłyby się pochwycić. Po huku poznałem, że natrafił na drzwi. Mimo iż sytuacja mnie bawiła, postanowiłem pomóc chłopakowi w odnalezieniu drogi. Wstałem i przybliżyłem się do niego o krok.-Frankie, ja naprawdę nic nie widzę. Odezwij się!-Psst – Gerard obrócił się w moją stronę. Ujrzałem lekki poblask zaszklonych oczu. Zaraz, czy on płacze?-Gee… - podszedłem do ciemnej postaci i dotknąłem dłońmi jej twarzy, jakbym chciał sprawdzić czy naprawdę stoi przede mną Gerard, a nie jakaś obca istota podszywająca się pod niego. Oglądałem w życiu mnóstwo horrorów i byłem na tym punkcie przewrażliwiony. Nikt nie mógł wejść do pomieszczenia, nikt nie mógł wypowiadać mojego imienia z tym akcentem, jak nie on. Wciąż jednak obawiałem się, że nagle usłyszę jego głos gdzieś z oddali, z drugiego końca pomieszczenia a postać której twarz tak czule obejmowałem dłońmi, rzuci się na moją szyję niczym wampir.
-Nic ci ni jest?
–zapytał szeptem otulając mnie ciepłym oddechem. Pogładziłem gładką skórę jego twarzy i uśmiechnąłem się
szeroko.
-Jestem cały, a ty?
-Poobijałem się o
drzwi. –chłopak wybuchnął śmiechem. Usłyszałem w tym ulgę i radość.
-Płakałeś? – zapytałem
zmartwiony. To było naprawdę dziwne.
-Nie, po prostu się
wystraszyłem.
-Ty? Wystraszyłeś? –
zmarszczyłem brwi ale ciemność która ogarniała nas ze wszystkich stron, nie
pozwalała mu tego dojrzeć.
-Przecież widziałem
jak się bałeś kiedy światło jeszcze działało. Pomyślałem, że teraz musisz być
przerażony i momentalnie spanikowałem.
Nagły błysk zza okna i
wtórujący mu grzmot przywrócił nas obu do życia. Krótki świetlny przebłysk
pozwolił mi dokładnie obejrzeć jego twarz skrywającą wcześniej strach. Martwił
się o mnie. Opuściłem dłonie i odszedłem by usiąść na łóżku.
-Chodź – wezwałem
Gerarda cichym słowem, które wydobyło się z moich półprzymkniętych ust. Po
chwili poczułem jak łóżko ugina się pod jego ciężarem. Wskoczyłem pod kołdrę o
odchyliłem kawałek by on zrobił to samo.
-Nie.. Frank… -
opuścił moją dłoń podtrzymującą kant pościeli. Ostudził tym mój entuzjazm i
wiecznie tlącą się nadzieję.
-Dlaczego nie?
-Mówiłem ci, że moja
mama…
-A co mnie obchodzi
twoja mama?! Jestem zmęczony, chcę zasnąć w objęciach mojego chłopaka. –
ukryłem się pod kołdrą zaciągając ją po nos, tak, że widoczne były teraz tylko
moje oczy. Udałem przysłowiowego focha i zacisnąłem naburmuszony powieki.
-Chłopaka? – Gerard
zbliżył się do mnie.
-Hmm – bąknąłem nadal
unikając jego wzroku.
-Frankie, ja nie chcę
jeszcze spać…
Zrzuciłem niedbale
kołdrę i odetchnąłem świeżym powietrzem. Gerard leżał na brzuchu i wpatrywał
się we mnie z podejrzanym uśmieszkiem. Teraz, gdy od okna dzieliło nas
kilkadziesiąt centymetrów, mogłem zobaczyć o wiele więcej szczegółów. Wcześniej
tego nie zauważyłem, ale przed domem Wayów musiało palić się kilka lamp działających
mimo braku prądu. Stąd ten lekki poblask.
-Nie chcesz?
–zapytałem zdziwiony.
-Chcę się zająć moim
chłopakiem jak należy. – Rozdziawiłem w zdziwieniu wargi. Gerard przyczołgał
się na łokciach bliżej mojej twarzy i ułożył usta na wprost mojego ucha.
-Zróbmy to – wyszeptał
z pożądaniem. Zwróciłem ku niemu twarz i zbadałem każdy jej skrawek by znaleźć
chociaż jedną emocję, która zdradzałaby to, że on żartuje. Nie zauważyłem
jednak nic takiego. Przewróciłem się na bok i złapałem go w uścisku by wpić się
w jego rozchylone wargi. To była moja odpowiedź. Tak, Gerardzie, chcę to z tobą
zrobić. Tu i teraz.
Miałem przed oczami
obraz jego zręcznych palców odpinających kolejno guziki koszuli. Nie do końca
widoczny, rozmazujący się w przestrzeni. Ciemność odebrała mi najważniejszy
aspekt całego zajścia. Odebrała mi możliwość ujrzenia jego nagiego ciała. Byłem
spragniony tego widoku, jak niczego innego. To była jedna z tajemnic jakie
przede mną skrywał. Sam już zdążył poznać każdy zakamarek mojej klatki piersiowej,
teraz kiedy zsunąłem już z siebie spodnie, miał również okazję by zapoznać się
z dolnymi partiami mojego ciała. Może nie za pomocą wzroku, nie tego nie mógł
zrobić tak samo jak ja nie mogłem przypatrzeć się jego jasnej skórze, która
wyraźnie odznaczała się na ciemnym tle pomieszczenia. Mógł mnie poznać za
pomocą dotyku, a ja mogłem poznać jego. Chłopak rzucił okrycie gdzieś na
podłogę i nagle bez słowa zszedł z łóżka. Podążyłem wzrokiem za rozmywającą się
jak cień postacią. Usłyszałem dźwięk przekręcanego w zamku klucza. Teraz
byliśmy bezpieczni. Nikt nie mógł odkryć naszej tajemnicy. Nikt nie dowie się o
tym, co za chwilę zrobimy.
Z jednej strony
strasznie się denerwowałem, z drugiej zaś pragnąłem by to w końcu się stało.
Stracę dziewictwo. – uświadomiłem sobie. Zrobię to z chłopakiem, moim
chłopakiem. Wyższym ode mnie czarnowłosym, tajemniczym, seksownym ale nie w
wyzywający sposób człowiekiem. Zrobię to z Gerardem.
Łóżko znów się ugięło
a ja poczułem jak zimna dłoń owija swoim dotykiem wewnętrzną część mojego uda.
Leżałem jak sparaliżowany. Byłem jak ślepiec, dostrzegałem Gerarda ale równie
dobrze mógł to być ktokolwiek. Miał nogi, ręce. Kształt jego głowy zdeformowany
został przez przydługie włosy sięgające prawie do ramion. Mógłby być każdym,
nawet kobietą. Czułem do niego w tym momencie ogromny fizyczny pociąg.
Wyobrażałem sobie to, co zapewne skrywa jego twarz. Uśmiech mieszany z lekkim
zdenerwowaniem. Mimo iż Gerard był pewnym siebie człowiekiem w niektórych kwestiach
nie różnił się ode mnie samego. To, co zamierzaliśmy zrobić, poprzedzając
wszystko przyjemną, rozluźniającą grą wstępną, było wyzwaniem dla nas obu. Było
kolejnym krokiem w naszym związku.
Próbowałem objąć
chłopaka dłońmi ale ten odsunął się nagle i zaśmiał.
-O co chodzi?
–zapytałem speszony.
-Frankie mógłbyś coś
dla mnie zrobić? – zapytał a jego głos był inny niż zwykle. Czułem w nim dozę
ekscytacji i jak mi się zdaje, podniecenia.
-Dla ciebie wszystko.
– wypaliłem niemal dławiąc się własną śliną której z niewiadomych przyczyn, zapomniałem
połknąć.
Chłopak na powrót
zbliżył się do mnie. Wyciągnąłem ku niemu dłoń którą on delikatnie pochwycił.
-Podejdź do komody
przy drzwiach i z najwyższej szuflady wyciągnij słoiczek. Coś jak opakowanie
kremu, rozumiesz? –szepnął mi rozbawiony do ucha. Pokiwałem głową zapominając,
że w tym momencie jest to mało czytelne.
-Rozumiem.
–uśmiechnąłem się i zeskoczyłem z łóżka. Deszcz przybierał na sile,
częstotliwość z jaką krople uderzały o parapet zwiększała się z każdą kolejną
sekundą. Wyciągnąłem przed siebie ręce i zacząłem po omacku szukać jakiegoś
oparcia, znanej mi powierzchni która doprowadzi mnie do celu.
-Czego dokładnie
szukam? –zapytałem jak głupi.
-Bez tego nie możemy
zacząć. – łóżko zaskrzypiało a uchylone wcześniej okno zatrzasnęło się
uciszając poniekąd trwającą na zewnątrz ulewę.
Zaśmiałem się cicho.
Szukam więc wazeliny lub czegoś podobnego. Dobrze Frank, wszystko zmierza ku
temu, że to się naprawdę dzieje i nie jest tylko wytworem twojej wyobraźni.
Nadepnąłem na coś stopą i odskoczyłem lekko. To był chyba długopis, cholera mam
nadzieję, że nie porozsypywał tu szpilek. Natrafiłem palcami na blat. Moja
orientacja w terenie podpowiadała, że metr przede mną znajdują się drzwi, co
znaczy, że jeszcze krok w prawo i będę mieć pełen dostęp do komody. Otworzyłem
górną szufladę.
-Jak ci idzie, kotek?
–Gerard nadal rozbawiony przemieścił się, co poznałem po serii dźwięków jakie
wydaje z siebie skrzypiący materac. Wymacałem dłonią dno szuflady natrafiając
na jakieś przybory kreślarskie, grzebień do włosów i, bingo, niewielki
słoiczek.
-Chyba mam. –
prychnąłem śmiechem i uniosłem kąciki ust.
-Chodź tu… - chłopak
szepnął wabiąc mnie swoim zmysłowym głosem.
W ciemności dojrzałem
kontur wyciągniętych w moją stronę ramion. Bez zastanowienia popędziłem w tamtą
stronę, nie trafiając na żadną przeszkodę i rzuciłem się na niego. Usłyszałem
kolejną falę śmiechu. Nogi Gerarda zwisały dotykając podłogi a ja siedziałem na
jego kolanach, wtulając się w jego nagą klatkę piersiową. Upuściłem słoiczek
między nogi i jak zaciekawione dziecko z błyskiem w oku, dotknąłem dłonią jego
gładkiej skóry. Była ciepła, miła w dotyku i lekko wilgotna od potu co jednak w
tej chwili w ogóle mi nie przeszkadzało. Zwróciłem się ku górze by złożyć niewinny
pocałunek na jego żuchwie. Czarnowłosy zgarnął plastikowe opakowanie z pomiędzy
moich nóg.
-Połóż się – wysapał
po czym oplatając mnie dłońmi, skierował moje ciało na materac. Poczułem jak
palcem zahacza o gumkę moich majtek, by jednym ruchem opuścić bieliznę poniżej
punktu, w którym powinna się docelowo znajdować.
Ułożyłem się kładąc
głowę na poduszce. Zimne palce przejechały po moich plecach, docierając po
chwili do pośladków które ścisnął dłońmi.
-Cholera-a- wysapałem
gryząc materiał. Nagle poczułem coś wewnątrz siebie. Jeden lepki od jakiejś
substancji palec i po chwili drugi który dołączył do zabawy by rozedrzeć mnie
od środka. Pisnąłem z bólu.
-Ciii, skarbie… -
usłyszałem. Dźwięk który wydałem z siebie czując jak kolejne palce w
przeciwległych kierunkach rozpychają moje wejście, nie jest porównywalny z
żadnym wydawanym przez człowieka odgłosem. Podparłem się rękoma i lekko
uniosłem, by poczuć torturującą mnie wcześniej dłoń na plecach. Gerard pewnie i
z siłą przywrócił mnie do poprzedniej pozycji.
-To twój pierwszy raz,
jak się domyślam… - chłopak szeptał nadal błądząc palcami jednej dłoni w
okolicach mojego zadka.
-A jak myślisz? –
syknąłem z bólu. Byłem podniecony, rozkojarzony i częściowo straciłem poczucie
rzeczywistości. Znów usłyszałem ten cichy śmiech o barwie, tak wyjątkowej jak
sam jego właściciel. Byłem niedoświadczony a on zdaje się, wiedział co robi. W
tym momencie nie chodziło o to, by dostarczyć jemu upragnionej przyjemności ale
by pokazać mi, że takowa istnieje.
-Oprzyj się kolanami o
materac i unieś ku górze – usłyszałem rozkaz który bez namysłu wykonałem.
Wiedziałem, gdzie za chwilę znajdzie się jego członek. Sam czułem napierającą
na materac erekcję pragnąc ukojenia, ale nie wiedziałem jak takowe otrzymać. Poczułem
wilgoć w podatnych na nią miejscach. Włosy opadły na moją twarz lepiąc się do
niej wraz z potem.
Dźwięk rozpinanego
rozporka. Odzież rzucona wraz z resztą na podłogę. Mocny uścisk jego dłoni na
moich biodrach. Członek który bez ostrzeżenia znalazł się we mnie, powodując
znaczny dyskomfort, ból i inne, dziwne uczucia jakich dotąd nie doświadczyłem.
Poczułem jak się we mnie porusza, powoli, żeby nie sprawić mi większego bólu.
Odetchnąłem z ulgą gdy
początkowy ból, zmniejszył się do minimum sprawiając mi teraz więcej
przyjemności niż szkody. Trzymałem kurczowo pościeli, zaciskając mocniej gdy
ten napierał na czuły punkt, który udało mu się znaleźć w ekspresowym tempie.
Jęknąłem głośno i rozchyliłem z rozkoszy usta, jeszcze bardziej, by niemal krzyknąć
gdy jedna z Jego dłoni ścisnęła mojego penisa. Biała ciecz bez uprzedzenia
pobrudziła jego rękę która niespiesznie cofnęła się by na powrót złapać moje
biodro. Poczułem jak jego lepkie palce wbijają się wraz z paznokciami.
Usłyszałem nad sobą ciche westchnienie i jęk. Wyszedł ze mnie pozostawiając wilgotne
uczucie rozprzestrzeniające się wewnątrz, na moich nogach, wszędzie. Drżąc
przekręciłem się na plecy i niewidzącym wzrokiem próbowałem odszukać jego
ginącą w mroku sylwetkę. Znajdując zgubę, która cały czas nade mną spoczywała,
złapałem i przyciągnąłem do ciebie chłopaka by złożyć na jego ustach agresywny,
pełen wdzięczności pocałunek. Wplotłem niepewnie dłonie w jego włosy,
nieporadnie odgarniając je do tyłu.
-Frank.. –cichy głos spoczywającego
obok chłopaka.
-Hmm… -mruknąłem gdy
mój oddech zaczął się uspokajać.
-Wszystko w porządku? –jego
dłoń oplotła mnie w pasie. Leżeliśmy plecami do siebie, pozbawieni siły by cokolwiek
z tym faktem zrobić.
-Jesteś cudooowny –
wysapałem uśmiechając się sam do siebie.
Poczułem jak jego
ciało oddala się od mojego. Po chwili przykrył nas obu zwiewną, letnią kołdrą.
Moje powieki lepiły się do siebie, dając znak, że za chwilę odpłynę w krainę
sennych przyjemności, jakbym nie miał ich wystarczająco na jawie. Mruknąłem
zadowolony i zwinąłem się naciągając kołdrę po samą szyję. Zasnąłem czując na
karku nos Gerarda, wypuszczający z siebie ciepłe, kojące powietrze.